środa, 1 czerwca 2011

KSIĄŻĘ KOŚCIOŁA




w 30 rocznicę śmierci



„Czcigodny i umiłowany Księże Prymasie!



Pozwól, że powiem po prostu, co myślę:



Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża-Polaka



(...), gdyby nie było Twojej wiary,



nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem" JPII.



Był uosobieniem dostojeństwa, a jednocześnie dawał poczucie bezpieczeństwa Kościołowi prześladowanemu i atakowanemu. Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Tysiąclecia, wielki mąż stanu, przeprowadził Polskę przez ciemny okres komunizmu. W Rzymie mówiono "Lew Kościoła". Troskliwy i bardzo wymagający ojciec dla kapłanów. Serdeczny i opiekuńczy pasterz, oddany ludowi bożemu, wielki społecznik.



Taki obraz Prymasa mam w pamięci.



Kiedy 12.08.1970r. ks. Kardynał Stefan Wyszyński dokonał konsekracji Kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Witaszycach proboszczem był wtedy ks. Stefan Figas. Byłem tam na praktyce robotniczej przed rozpoczęciem studiów w ZPOW-Kotlin. Mieszkaliśmy w hotelu robotniczym w Witaszycach. Gorączkowe przygotowania wokół kościoła przyciągnęły nasza uwagę, zaoferowaliśmy swoją pomoc. W dniu konsekracji czekaliśmy z drżeniem serca i zmęczonych pracą rąk na przyjazd Prymasa. Zajechała czarna limuzyna, gospodarz ks. Stefan Figas ubrany w kapę czekał przy bramie. Na powitanie uklęknął a Prymas pochylił się nad nim i zerwał proboszcza z klęczek, wyrwał rękę, której pierścień proboszcz chciał ucałować, przygarnął go objęciem i serdecznie ucałował. Jeden z kolegów skwitował to szeptem: „A mówią że taki surowy dla księży, a tu patrz taki serdeczny". Byliśmy na spotkaniu po konsekracji i doznaliśmy radości bezpośredniego kontaktu z ks. Prymasem, naprawdę bezpośredniego.



Kiedy powołano Akademickie Studium Teologiczne w Poznaniu i otwarto studium dla świeckich „ Liceum Papieskie" jako student Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i wolny słuchacz tego studium, miałem okazję wymienić kilka słów z ks. Prymasem podczas uroczystego otwarcia kursu. Siedem lat później wybrałem się z końcem października jako doktorant UJ służbowo do Warszawy. Kardynał Wyszyński przyjechał z Rzymu po konklawe. Ludzie po prostu gnali do Katedry Świętojańskiej. Niosłem duży rotor do ultrawirówki, zostawiłem go w kiosku Ruchu na przechowanie i wbiegłem do katedry. Na ambonę wszedł ks. Prymas z wielką powagą i dostojeństwem obrócił się w kierunku zebranych w prezbiterium i organów, wtedy rozłożył ręce i powiedział: Kiedy ogłoszono wynik konklawe kardynał Karol Wojtyła z tak charakterystyczną dla jego osoby pokorą na pytanie „Czy przyjmujesz?", odpowiedział „Przyjmuję". Cytując słowa św. Jana powiedział o sobie: „Potrzeba, aby on wzrastał, a ja bym się umniejszał". Burzy oklasków nie było końca. Wyjechałem do Krakowa niezwykle wzmocniony duchem.



Ksiądz Kardynał Prymas Wyszyński był nie raz we Włocławku gdzie mogłem go zobaczyć odwiedzając moją siostrę. Tu studiował i był wikarym w katedrze. Raz po obchodach w św. Wojciecha słuchałem jego kazania w Poznaniu, przyjechał z Gniezna, oraz prawie zawsze w Krakowie na procesji ku czci św. Stanisława. Zapamiętałem ten uśmiech pełen ducha jego kazania z tym charakterystycznym dźwięcznym spiżowo „r", tę rękę majestatycznie błogosławiącą i sylwetkę zdecydowanie kroczącą naprzód.



Mój ojciec słysząc zapowiedź w kościele o rozporządzeniu prymasa odmawiania różańca za zmarłego prezydenta Bieruta, powiedział, że ma cechy osoby świętej modlącej się za swoich oprawców. A wcześniej kiedy dowiaduje się o rzuconej na Bieruta przez papieża ekskomunice mówi : ,,Prezydent Bierut najbardziej potrzebuje teraz naszej modlitwy". W roku 1950 Stefan Wyszyński podpisał tzw. Porozumienie Rządu z Kościołem. Z ambon nawoływano do położenia kresu bratobójczej wojnie, działał wtedy ruch oporu. W stolicy wybudowano wówczas ponad 50 kościołów.



Ks. Prymas na własne życzenie był leczony w domu, Cierpiał z godnością. 25 maja rozmawiał telefonicznie po raz ostatni z Ojcem Świętym łącząc się z kliniką Gemelli „Módlmy się za siebie wzajemnie" .